poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział 8

*      *  (puste miejsce między gwiazdkami oznacza perspektywę narratora )
-I uciekł...-stwierdziła Martina. Włoszka spuściła głowę do dołu, ale za chwilę się podniosła z pytaniem:
-Skąd wiedziałaś?
-Tyle czasu ile z nim spędziłam...-obie spojrzały na nią podejrzliwie.
-Byliście razem?-zapytały równocześnie.
-Ja?  Z nim?-zdziwiła się Tini.-Jorge to mój pierwszy chłopak... Nie licząc przedszkola...-zaśmiała się. One się dołączyły do niej.
-Właśnie, opowiadaj jak tam z Jorge było?-Lodovica szybko zmieniła temat.
-No...-zamyśliła się brązowowłosa-Zabrał mnie na ten wysoki budynek, na sam szczyt,była kolacja, podeszliśmy do barierki  i powiedział mi najpiękniejsze słowa i doszło do pocałunku...-rozmarzyła się.
-Awwwww-wyrwały ją z zamyślenia.
-Tak jakoś mi dziwnie o bracie myśleć w taki sposób-skrzywiła się Mer i dziewczyny po raz kolejny wybuchły śmiechem.
-Dziewczynyyyy! Chodźcie na śniadanie!! Mamy gooościa!!-krzyknął nie kto inny jak Jorge.
Zagadką był tylko ten gość.
Na przodzie szła Lodo. Ona coś przeczuwała. Postać miała ciemne, lokowane włosy. I w tym momencie chyba każdy wie o kogo chodziło.
-Xabi..-wyszeptała.
-Lodo, ja cię przepraszam, naprawdę. Ale mam pytanie. Kochasz mnie?
-Oczywiście!-krzyknęła i się w niego wtuliła. Reszta ulotniła się, by dać im swobody...-A ufasz mi?-zapytała.
-Jak najbardziej! Ale nie ufam jemu...
-Temu... Jak on? Diego! Diego...
-Tak, jemu. Bo to jest ten, ten Diego- dwa słowa "ten, ten" i wkracza myśl o tym zdrajcy. Zadufany w sobie idiota. Były przyjaciel Xabianiego. Były, ponieważ perfidnie wepchał się w ich związek, mówiąc o nich jak najgorzej, by "zaliczyć" Lodo, a Meksykanina wykorzystać. Szkoda, że istnieją tacy ludzie i nie nie mogą się zmienić. Choć on się zmienił, ale tylko z wyglądu.

*** 

Jorge wziął za rękę Tini i podbiegli do Lodo.
-Ey, mała jak mam... Auuu!!-Zasyczał zielonooki. Włoszka go nadepnęła.-Za co?
-Kiedyś przerabialiśmy ten temat, DUŻY...
-Dobrze, przepraszam!-podniósł ręce w geście obronnym.-Ty masz zawsze dobre pomysły, jak ich połączyć?-wskazał na spacerujących metr przed nimi Ruggero i Mercedes . Szli na spacer, odprowadzić Xabi i Lodo właśnie.
-Hmmm-podparła się pięścią, robiąc zamyśloną minę. Jorge próbował ją naśladować, a Martina zrobiła im zdjęcie.

-Kiedy będą na przeciwko siebie zajdźcie ich id tyłu, udając, że ich straszycie, popchnijcie na siebie i po sprawie!-Mówiła na jednym wydechu tak szybko, jak karabin maszynowy.  We trójkę się zaśmiali i poszli  wypełnić misję.

***

Ruggero ujrzał zbliżającą się jego siostrę, kładącą palec na ustach. Mercedes tak samo, tylko że z bratem. Mieli ich straszyć, ale zrobili to z większym impetem i bez odgłosów. Jorge się szybko ulotnił, a Martina puściła oczko bratu. A ich dzieliła na prawdę niewielka odległość.
Mercedes zdziwiona, ale gdy usłyszała ich przyśpieszone bicie serca, poczuła, że unosi ją miliony motylków, a barierę między ich ustami trzeba jak najszybciej zmniejszyć.









^^^
 Hej, siemcia. W tym rozdziale brak Leonetty ! :O Ale za to inne pary, jeśli dotrwaliście do końca, zachęcam do komentowania ! ♥

K.V ♪

sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 7

*narrator*
Martina po krótkim czasie oderwała się ode Jorge i patrzyła wzrokiem, w którym mieszkało się przerażenie ze smutkiem.
-Coś się stało? Nie podobało Ci się? Przepraszam...
-Nie masz za co. Po prostu jestem nie pewna...- spuściła głowę.
-Czego?
-Nas. Przez głowę przebiegła mi myśl, że to za szybko. Przepraszam. Pójdę kończyć to śniadanie.
-Stój !-złapał ją za rękę.-możesz tak myśleć , ale to nie musi być prawda. Miłość na prawdę jest nie przewidywalna. Ludzie to takie magnesy, które ją przyciągają. Samym im trudno, ale razem mogą zrobić to szybko jak my, albo powoli, bo nie są pewni swoich uczuć-mówił patrząc jej głęboko w oczy. - Nie jesteś pewna swoich uczuć?-zapytał troskliwie.

-Ja..-zająknęła się.-Jestem pewna. 
-Jesteś pewna czego?-droczył się z nią.
-Jestem pewna, że Cię kocham...-szepnęła mu na ucho.
Oboje stali patrząc sobie w oczy i nie wytrzymując. Nie wytrzymując napięcia miedzy sobą. Chcieli je przełamać jedną niesamowitą rzeczą, a raczej czynnością. Pocałunkiem. Niby zwykły czyn, a chowa w sobie tyle. Tyle uczuć,  tyle bliskości. Każda chwila spędzona przy robieniu właśnie tego z miłości jest nie powtarzalna. Każdy pocałunek jest inny. Ale bardzo często z miłością. Czasami z nią pomieszana jest radość, czasami tęsknota, a nawet nienawiść. Ale oni nie wytrzymali. Musieli przełamać tą odległość między nimi.Musieli poczuć siebie, musieli być pewnie swoich uczuć. Najlepiej upewnić się ich właśnie nim. Podczas tego poczuli to. MIŁOŚĆ, radość, pożądanie. Zniknęła niepewność.
-A wy znowu się liżecie...-powiedział zażenowany Ruggero schodząc po schodach. Nie przerywali. Tej pieczęci miłości nie przerwą jakieś głupie słowa. Wnet brat Tini nie wytrzymał. Wziął poduszkę i zaczął udawać właśnie to "lizanie" . Robił to tak głośno, wymachując językiem na wszystkie strony, że para odsunęła się od siebie i wybuchnęła nieopanowanym śmiechem. Rugg dumny z siebie odłożył poduszkę i dołączył się do nich. Nie, nie do całowania. Śmiania (XD) .
-Zaprosiłeś Mechi?-zapytała dziewczyna, opanowując śmiech.
-Tak, powinna już iść-uśmiechnął się brązowooki.
Wtem usłyszeli dzwonek. Jak na wyścigi pobiegli do drzwi. Oczywiście zakochańce za rękę.
Po drugiej stronie nie stała sama Mechi. Stała z nią smutna Lodovica. Włoszka spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
-Za chwilę-puściłam jej oczko.
***
-I lizali się w kuchni, więc nie dokończyli śniadania- dokończył za Tini jej brat. Oczywicie obyło się bez śmiechu i gratulacji ze strony Lodo. Nadal była smutna, ale próbowała to ukryć. Martina i Marcedes nie nabrały się. Wzrokiem, między sobą ustaliły, że ogarną co się stało po śniadaniu.
***
-Looodzia!!-krzyknęła Mechi. Właśnie "Lodzia" zdziwiła się, kiedy usłyszała swoją nową ksywkę przyszła ze zdziwioną miną.
-Od kiedy to ja Lodzia jestem?-zapytała robiąc śmieszny dziubek.
-Od... teraz!-krzyknęła dumnie blond włosa. 
-Dobra. skończcie. Chodźcie do mojego pokoju-rozkazała "pani tego domu" 








***
-A teraz mów co cię gryzie- powiedziały jak na trzy cztery do Lodo.
-Bo...-wzięła głęboki oddech-Wybrałam się z Xabim do karaoke. Ale jak to on. Ma pęcherz w kształcie swojego mózgu, czyli  nie za wielki i musiał iść do łazienki od razu po wypiciu jakiegoś napoju. Czekałam na niego oparta o barek i dosiadł się do mnie, jak się dowiedziałam Diego.
Zaczął ze mną flirtować. Nie powiem, brzydki nie był. I w momencie, kiedy chciałam mu powiedzieć, że nie trafił, bo mam chclopaka, właśnie przyszedł on.
 ---
Tak, wiem .
Jednak rozdział jest.
Ale mam mało czasu i muszę kończyć, kocham was ♥

K.V ♪ ▼

sobota, 31 października 2015

Rozdział 6

*Martina*
Jorge spojrzał na mnie z uśmiechem. Odwzajemniłam go i coś sobie uświadomiłam. Zawsze się "bałam" chłopaków. Panikowałam, uciekałam. Ale Jorge... To jest  taki czarodziej, bohater... Pewnie na co dzień ratuje kotki uwięzione na drzewach, albo broni  planetę przed inwazją kosmitów... Nie, no może bez bronienia planety, ale na pewno jest kochany...
-Halo, Tini! Pomożesz mi?-zapytał swoim melodyjnym głosem
-Oj, przepraszam... Rozmarzyłam się o moim...
-Chłopaku? Jorge... idealne imię! On cały jest idealny...
-Ido tego skromny...-zaśmiałam się.-W czym mam ci pomóc?
-Gdzie macie mąkę?
-Druga szafka od lewej-powiedziałam nalewając sok do czterech szklanek.
Gdy się odwróciłam poczułam coś sypkiego na nosie.
Dotknęłam delikatnie palcami.
-Mąka!-krzyknęłam. Na tym się wojna nie skończy!
Wzięłam garść białego proszku. i również rzuciłam nim w zielonookiego.
Nagle spojrzeliśmy się na siebie i wpadając na ten sam pomysł podbiegliśmy do zlewu.
Chcieliśmy napełnić szklanki wodą i...
Zajął zlew. Nie zostało mi nic innego, tylko wejść do niego na plecy i targać go.
Wiem, że tego nie lubi.
Jak weszłam nie reagował, więc moje ręce powędrowały w stronę grzywki Jorge. Starannie ułożonej grzywki Jorge.
-Aaa! Martina!-krzyknął, ale było słychać udawaną złość.Pomyślałam, że będę udawała niesłyszącą.-Martinka!-odłożył szklankę i ,,zdjął'' mnie z siebie.
-Rozejm?- zapytałam
-Pod jednym warunkiem!-wskazał na swoje usta.




Niewiele myśląc zrobiłam to, co chciał. Po raz kolejny poczułam prąd, który  stał przeszywać mnie od góry do dołu.

-Gołąbeczki, ja głodny jestem, co macie dla mnie?-zapytał mój jakże najukochańszy brat.
-Zadzwoń do Mechi, to pomyślimy!-zakrzyknął Jorge
-Ja... No dobra...-powiedział zakłopotany i pognał na górę.

⚪⚪⚪

-Dokończymy?-spytał się mój chłopak
-Jasne-powróciliśmy do poprzedniej czynności. Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś może czuć to samo jak ja i tak szybko poczuć tak samo jak ja. Może to za szybko?
 ---
UWAGAŚlicznie dziękuję za te wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. ♥♥
Ale nie jestem pewna, czy prowadzić cały czas tą historię. 
Znowu zmiana! Tym razem będą ty one shoty. Tylko.
Chyba że, ktoś będzię chciał kontynuację tej historii.
PRZEPRASZAM za tak krótki rozdział, kocham.

K.V ▼

Violetta-co po końcu?

-Gdybym mogła zatrzymać czas, to chciałabym się w nim cofnąć i wrócić do studia, będąc pewna tego, że każdy z was będzie tam przy mnie. Dziękuję...

Si vuelas alto
Hay mil sueños de colores
No hay mejores, ni peores
Solo amor, amor, amor y mil canciones
Oh

Ya no hay razas, ni razones
No hay mejores, ni peores
Solo amor, amor, amor y mil opciones
De ser mejor…


- - - 

Wzruszona, trzymając się za rękę z Leonem, otworzyłam drzwi do mojego domu. 
-Ohoo, dzieciaki! Violetta, Leon, wy moje kochane dzieciaki! Pan German z Angie czekają na was w gabinecie, mają ci Violu coś do powiedzenia!-krzyknęła rozanielona Olga na samym wejściu. Spojrzałam się na mojego chłopaka pytającym wzrokiem,on pokręcił głową tak, że grzywka opadła mu na czoło. Przeczesał ją powolnym ruchem ręki. Za każdym razem, gdy to robi, moje kolana przeobrażają się w patyki z waty. Tym razem było tak samo...
 -Wejdziesz ze mną?-zapytałam przed drzwiami.
-Jeśli tylko chcesz-tym razem nie odpowiadałam. Pewnie pociągnęłam go za rękę, której z resztą nie puszczałam od wejścia, i zgodnie weszliśmy.
 -Violetta, Leon!-krzyknęli zgodnie tata i Angie, obejmując ją w pasie. Obok nich zauważyłam dwie walizki.
-Czy my się...-zaczęłam niepewnie.
-Wy nie, ja z Angie wyjeżdżamy do Japonii!-chciałam się wiedzieć dlaczego, ale Leon natychmiastowo szepnął mi do ucha:
-Podróż poślubna...-ahh
-Zostawiamy was z Olgą i Ramallo. Chociaż, nie oni są teraz zbyt zajęci sobą... Może odwołamy wyjazd? Albo...
-Tato... Ja mo...
-Nie, German. Zostawmy ją. Już nie ma 8 lat, żeby nie mogła zostać sama w domu. Prawie sama-Angie dołączyła się do naszej dyskusji.
-Przepraszam, że się wtrącam, ale mam lepszy pomysł. Chyba-zaczął meksykanin.- Mogłaby się wprowadzić na ten czas do mnie. Rodzice cały czas są w domu, ale zresztą pan ich chyba zna...
-Nie nie ma mowy!-zdenerwował się mój ojciec. Czemu??
-German...-intensywnie spojrzała na niego Angie
-Ehh... No dobra, pomyślę i zadzwonię do twoich rodziców, Leonie-zdecydował się.
-Naprawdę? Dziękuję!- rzuciłam się do każdego na szyję po kolei. Przed zielonookim się zatrzymałam na  chwilę i wyszeptałam:
-Nie będę ci sprawiała problemów?
-Jedynym problemem jaki mi sprawiasz, to tęsknota za tobą, gdy nie jesteś przy mnie...-powiedział równie cicho jak ja. Ledwo się powstrzymałam od pocałowania go. 
- - - 
No es el destino
Ni la suerte que vino por mí
Lo imaginamos y la magia te trajo hasta aquí

Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar yeey
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción 


Kocham z nim śpiewać z Leonem. Niby tylko kilka słów, niby tylko melodia, a ma w sobie tyle niesamowitych wrażeń... Z zamyślenia wyrwał nas świdrujący dzwonek dobiegający z laptopa.
Ktoś dzwoni na skype!
-Francesca!-krzyknęłam biegnąc do laptopa, taranując sobą wszystko. 
-Spokojnie, Vilu!-zaśmiał się Leon. Odebrałam i w ekranie zobaczyłam moją włoską przyjaciółkę.
-Cześć!!-pisknęłam
 -Cześć!
-Jak tam? Opowiadaj! Natychmiast!
-Wspaniale! Ale opowiem Ci jak się spotkamy.

-Spotkamy?-zasmuciłam się.-To chyba trochę potrwa zanim się zobaczymy...
-Właśnie nie!-krzyknęła rozentuzjazmowana.-Przyjeżdżam do was już za dwa dni!-mówiła i nagle, ni stąd, ni zowąd, wybuchnęła śmiechem. Spojrzałam się na nią pytającym wzrokiem. Ona w odpowiedzi pokazała palcem za mnie. W tym momencie ujrzałam Leona, który z zaciekawieniem przymierzał moje biustonosze. Otwartą dłonią pacnęłam się w twarz.
-Leon... ODKŁADAJ TO, BO NIE WRÓCISZ ŻYWY DO DOMU!!- Wydarłam się na niego,a z oddali usłyszałam śmiech Fran. Teraz Leon założył to na oczy i krzyknął:
-Jestem muchą!
-Leon, proszę Cię...-powiedziałam tłumiąc śmiech. On naprawdę musi się tak zachowywać? Dobrze, że tata tego nie widzi...-Czy w cieście od Olgi było za dużo czekolady?
-Możliwe...-poruszył zabawnie brwiami, na co rzuciłam go poduszką. Wreszcie odłożył to.
-Wracasz?!-otrząsnęłam się po wygłupach meksykanina.
-Przylatuje samolotem za dwa dni-powiedziała powoli, jak do malutkiego dziecka.
-Hej, ja wszystko rozumiem. Możesz mówić do mnie normalnie!-Ledwo dokończyłam zdanie, gdy do mojego pokoju wparował tata.
-Dzień dobry panie Germanie!-krzyknęła Fran.
-Camila?-rozejrzał się zdziwiony.
-Francesca...-rzekła lekko zirytowana.-Jestem w laptopie!-Zajrzał do ekranu i energicznie pomachał. Następnie wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie.
-Violetta, zdecydowałem. Dzwoniłem do rodziców Leona i się zgodzili. Więc ja nie mam nic  do gadania... Ale tylko na dwa tygodnie!-pogroził palcem. Uściskałam go. Dwa tygodnie z Leonem. Moim Leonem!! Gdy tylko wyszedł, Fran musiała wszystko wiedzieć, więc musiałam jej opowiedzieć.
-nazajutrz - 

-Pa tato, pa Angie!-ucałowałam ich.
-Do widzenia!-krzyknął Leon.
Nasze małżeństwo wzięło walizki i wyszli. Ja chciałam pobiec na górę po swoje, ale mój chlopak zatrzymał mnie łapiąc mnie za rękę. 
-Stój!-uśmiechnął się lekko.-Pomyślałem o tym-wsakazał na fioletową walizkę właśnie. W podziękowaniu dałam mu buziaka w policzek.  On znowu się uśmiechnął, ukazując swoje najsłodsze dołeczki. Kolejna rzecz, przy której moje nogi miękną...
Po chwili spaceru byliśmy w jego domu. Na samym wejściu przywitali nas rodzice meksykanina. 
-Kochani, musimy was serdecznie przeprosić! Jesteśmy na prawdę zmuszeni wyjechać służbowo i was zostawić. Nie powiecie nic panu Germanowi?- zdziwiłam się. Wymieniłam spojrzenie z Leonem.
-Nie!-ryknęliśmy zgodnie.
-Dobra, to my się zmywamy!-krzyknęła pani Verdas, a starszy pan szepnął coś młodszemu, na co ten młodszy właśnie, wybałuszył oczy i uśmiechnął zdenerwowany. O co chodziło?
-Do widzenia!-krzyknęłam i poszli. Spojrzałam na zielonookiego. Podszedł do mnie powoli i w tym samym tempie powiedział zdanie, po którym zaczęłam się śmiać. Brzmiało ono tak:

-Tylko się zabezpieczajcie!
- - -
-Co życzy sobie moja księżniczka na obiad?-zapytał Leon. gdy po rozpakowaniu udaliśmy się do kuchni.
-Co tylko ugotujesz, książę! -rzekłam.
-W takim razie będą naleśniki!-krzyknął wkładając czapkę kuchenną. Musiałam się zaśmiać...
Patrząc się na mojego chłopaka zastanawiałam się  nad naszą przyszłością. Czy ja na prawdę chcę spędzić z nim życie? Nie no, co ja plotę! Jasne, że chcę! Tylko czy jestem na to gotowa...Czy powiem "tak" jak mi się oświadczy? Jeśli mi się w ogóle oświadczy. Mam nadzieję. 
W tym momencie zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie mały drewniany domek, w którym mieszka czworo ludzi. Dwoje z nich to ja i Leon. Rodzice próbujący okiełznać dwójkę młodych szkrabów, rozwalających dom. Ale oni są szczęśliwi, bo mają siebie. Tak, to jest dobra wizja.
-Zasypiasz?-z zamyślenie wyrwał mnie mój kucharz.
-Nie, myślałam o naszych dzieciach-palnęłam.
-Przecież mieliśmy się zabezpieczać!
-Leon!!!
Po naszej "kłótni"  zabraliśmy się za jedzenie. Ale robienie czegokolwiek przy nim nie skończy się normalnie. Tym razem nie było inaczej. Trzy czwarte kuchni było umazane, w tym nasze twarze.
 - - -
Umyci i najedzeni poszliśmy do sypialni Leona. Ja kreśliłam wzroki na jego klacie, a on bawił się moimi włosami.  Naraz usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. I jak na wyścigi pobiegliśmy tam.
 Naszym oczom ukazał się znajomy listonosz.

-Dzień dobry Leonie! O, Violetta! Mam dla was listy, miłego dnia!-Wręczył nam je i popędził do sąsiadów. Jest taki ruchliwy...
I znowu jak na wyścigi pobiegliśmy do sypialni. Zdziwieni, po otworzeniu listów, okazało się, że mamy napisane to samo. A mianowicie wycieczka ze studiem On Beat do Paryża. Ale nie jako uczniowie, tylko opiekunowie. Za trzy tygodnie. Nagle poczułam na sobie pytający wzrok Leona.
-Szok...-tylko tyle mogłam wymyślić. Ale przetworzyłam w głowie to wszystko. 
Studio... Miejsce, gdzie wszystko się zaczęło. Miejsce gdzie poznałam ludzi, którzy odmienili moje życie. Miejsce, gdzie poznałam SIEBIE... Miejsce, gdzie powstały najważniejsze piosenki. Miejsce, którego nie da się opisać słowami. Leon wyczuł, że zbiera mi się na wspomnienia, a z tym idą łzy szczęścia i smutku. Podszedł do keyboarda i zaczął grać, żeby odgonić łzy.

Hay amor en él aire acércate a mí
Apuesta por lo qué siento
Hay amor en él aire tú confía en mí
Ya ves qué no existe él tiempo
Solo él destino qué a nosotros nos unió
Para siempre  


Kiedy łączymy nasze głosy odpływam. Czuję, jakby magiczna siła unosiła mnie do nieba., bo już czuję raj.

- nastęnego - dnia- 
Z moim chłopakiem poszliśmy do studia w sprawie wyjazdu. Okazało się, że Pablo nie ma i zaraz przyjdzie. Beto zaprosił nas na swoją lekcję. Była tam dziewczyna o ciemnych. długich włosach, prostej grzywce i okularach. śpiewała "Ser mejor" Widać było,że kocha śpiew. Robiła to z ogromną pasją, wczuwała się w to, a głos miała na prawdę dobry. Nazywa się Dorota.
 - za trzy tygodnie -
 Na lotnisku czekaliśmy na samolot do Paryża. Tak, do Paryża! Miasta owianego miłością, kojarzącego się z bagietkami i zabójczymi wąsami. Lecę tam z moim Leonem! Kolejne marzenia się spełniają!
Zmęczona już siedziałam w samolocie. Oparłam się ramię Leona i odpłynęłam.
...
-PROSIMY ZAPIĄĆ PASY, LĄDUJEMY!-obudził mnie głos stewardessy. Ziewnęłam, przeciągnęłam się i złapałam za rękę Mojego chłopaka. Nigdy nie lubiłam tego momentu.
... 
-Leon! Poczekaj! -krzyknęłam zatrzymując się przy kolejnym zabytku.
-Violka, ile można! Obiecuję Ci, że po ślubie tu przyjedziemy! A teraz chodź!-zarumieniłam się. On jest kochany! Następnym punktem zwiedzania była wieża eiffla. Spacerując nad Sekwaną, trzymałam się za rękę z Meksykaninem. W okół widziałam mnóstwo par, niektórzy nawet przyjmowali oświadczyny. Pokazałem je Leonowi i powiedziałam, że jest to bardzo urocze. On odrzekł, że nasze będą bardziej. Mieliśmy wchodzić na "żelazną damę" , gdy Leon mnie zatrzymał. Staliśmy obok siebie, a otaczali  nas uczniowie. Za chwilę do moich uszu dobiegła melodia "Nuestro Camino" Śpiewała ją ta sama dziewczyna co w studio. Dorota.
Serce zaczęło bić jak oszalałe, chcąc rozbić wszystko i uciec, gdy zorientowałam się co się dzieje.
Mój chłopak ukląkł przede mną wyciągając czerwone pudełko i zapytał się.
-Violetto Castillo, czy uczynisz mi ten zaszczyt, by mieć Cię na wieki przy sobie i zostaniesz moją żoną?

Nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Czułam się jak mała dziewczynka na urwisku bez nikogo. Ale ja miałam kogoś. Miałam Leona i on dał i siłę, by powiedzieć:
-TAK!- nałożył mi na palec pierścionek i ucieszeni pocałowaliśmy się. Czułam, jakbyśmy całowali się po raz pierwszy. 


- - - 
Opowiadanie na konkurs  u Dodo Comello, ale nie zajęłam żadnego miejsca.

K.V ♪




środa, 17 czerwca 2015

Fedemila

Nienawidzę świata, ludzi, roślin i innych rzeczy. Nie rozumiem, dlaczego ludzie, którzy wiele dla mnie znaczą umierają? Zamordowanie moich rodziców-to był cel dla tego cholernego mordercy. Siedzi w więzieniu, ale to nie odwróci tego, co się stało. Nie będę się ciąć, nie widzę w ty sensu.
Właśnie idę do jakiegoś urzędu i ciągnę za sobą 2 walizki.  Tak, tak przeprowadzam się. Jest jeden problem. Będę z kimś mieszkała, lecz nie wiem z kim.
Wzięłam wdech i zapytałam recepcjonistki o pana N.
-Pierwsze drzwi na lewo.
Zastanawiacie się pewnie, czemu idę do jakiegoś urzędu,  a nie do psychiatry? Sama nie wiem, a nie , chwila. Mój tata jakby to przewidział. Poprosił kolegę o to, żeby się ktoś mną zajmował. Kochani rodzice nauczyli mnie, że warto się stawiać tylko wtedy, kiedy trzeba.
Rodzice... Na myśl o nich tysiące, miliony łez napłynęło mi do oczu. Muszę być silna! Ale jak być silnym, gdy osoby, które cię wychowywały, osoby, które ocierały każdą twoją łzę, osoby, które zawsze przy tobie były i mówiły, że nie odejdą nigdy, właśnie odeszły?! Wiem, że nie powinnam być na nich zła, tylko na tego... Ugh... Poczułam jak jedna kropla łzy spadła na moje dłonie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Wyjęłam chusteczki i wytarłam wilgotne oczy oraz policzki. Podeszłam do dużych drzwi i drżącą ręką zapukałam.
-Kto tam?-zapytał ktoś głuchym głosem
-Lambre... Lambre Mercedes-powiedziałam w połowie łamiącym głosem.
-Proszę, wejdź-odpowiedział tajemniczy głos, lecz zmiękł. Czemu wszyscy muszą się nade mną litować? Z nijaką miną siadłam na krzesło wskazane przez profesora.
-Witam, jestem profesor Negro. Jak pewnie wiesz, przydzielimy ci zaufanego "opiekuna"-zrobił cudzysłów palcami. Kiwnęłam głową twierdząco. Myślałam, że będzie to jakiś starszy mężczyzna.Moje przypuszczenia okazały się błędne, gdy do pomieszczenia wszedł wysoki brunet o czekoladowych oczach. Kiedy zauważył mój wzrok na nim uśmiechnął się ciepło. Jakby tym uśmiechem miał mnie "uleczyć". Odwajemniłam mój pierwszy uśmiech od wypadku. Nie był wielki, ale szczery.
-Cześć! Ja nazywam się...-zaczął entuzjastycznie - Ruggero -dokończył spokojniej i podał mi rękę
-Cześć, Mecedes-Mruknęłam, uścisnęłam jego dłoń. Zrozumiałe, że nie będę tryskała radością, więc nie zdziwiła go moja odpowiedź.
Wymienił porozumiewawcze spojrzenia  z profesorem Nekro.
-To twoje walizki?-zapytał, a raczej stwierdził. Kiwnęłam głową. Chłopak wziął walizki.
-Do widzenia-powiedzieliśmy równocześnie. Odwróciłam wzrok na bruneta , a on na mnie. Nie uśmiechał się, bo wiedział, że mam nie a dobry humor.
-Ruggero, mam jedno pytanie...- brązowooki spojrzał się na mnie.
-Proszę, mów mi Rugg-uśmiechnął się.-Jakie pytanie?
-OK. Daleko jeszcze?
-Nie, za tym blokiem-wskazał ręką. Po krótkiej chwili spaceru po mieście weszliśmy do uliczki.
Moim oczom ukazał dom. Śliczny dom. Nie wyglądał na bogaty, ale był na prawdę śliczny.
Rugg otworzył mi drzwi, a ja już ze swoim walizkami weszłam do mojego  naszego domu.
Postawiłam pakunki przy ścianie.
-Tu jest kuchnia, salon-wskazywał palcem. Otworzył drzwi.-Mój pokój.-Otworzył kolejne-A to twój-pociągnął za klamkę.
Rozejrzałam się po pokoju. Moim jasno różowym pokoju. Podeszłam do dwuosobowego łóżka. Spojrzałam się na komodę, na której stało zdjęcie. Ja i moi rodzice.
Automatycznie poczułam ja moje oczy wypełniają łzy.
Odwróciłam się do Ruggero. Chciałam mu powiedzieć, żeby wyszedł, bo nie chcę być widziana płacząca, ale nie zdążyłam. Bo poczułam jego silne ramiona oplatające mnie.
Wiedział, żeby nie odchodzić pogrążać...
Oderwałam się od niego. Od jego ciepłych rąk, dłoni, w których mogłabym przebywać non stop.
-Wszystko w porządku?-zapytał swoim melodyjnym głosem.
-Nie... Znaczy tak... Ale dlaczego to zrobiłeś?  Przecież jesteś opiekunem...
-Owszem, jestem, ale nie mógłbym patrzeć jak cierpisz.
-Ja... Dziękuję...-powiedziałam niepewnie, po czym się lekko uśmiechnęłam.-Dzięki tobie zacznę się więcej uśmiechać.
-I o to mi chodzi!-odwzajemnił uśmiech. Po raz pierwszy się rozpłynęłam. W tym jego uśmiechu i cudownych oczach.
Wpatrywaliśmy się w siebie dłuższy czas, aż zadzwonił dzwonek.
Ruggero podrapał się po karku.
-Może Ci nie mówiłem, ale zamówiłem pizzę.
-Ruggero...
-Nie lubisz?
-Nie gadaj, tylko chodź...-Szczęście... Chyba tak to mogę nazwać. Nie pizze, tylko przyjaźń. Wspaniałe uczucie.

•Po zjedzeniu•

-To tu jest pianino?- Zaczęłam się zachowywać odważniej, od kiedy mu zaufałam....-Mogę?-Włoch, jak się dowiedziałam, pokiwał głową.

Es por amor todo sera verdadero
Si es por amor doy todo lo que soy
Mi corazon es todo lo que yo tengo


Nagle dołączył się do mnie brązowooki.

Gane y perdi, nunca me rendi
Por que soy asi 


Śpiewaliśmy razem, a ja czułam jakbym latała.
Jakby podnosiło mnie miliony motylków.
Jakbyśmy ja i Ruggero wznieśli się ponad chmury.
Piosenka się skończyła, a my po raz kolejny tkwiliśmy w bezruchu.
-Czy... Możemy iść na cmentarz? -przerwałam ciszę
-Będziemy chodzić codziennie-Ucieszyłam się, że będzie cały czas ze mną. Że nie oleje mnie, tylko będzie mnie pocieszał. Dzięki Bogu znalazłam takiego przyjaciela.
Tylko nie mogę się w nim zakochać...

•Po jakimś czasie•

-Kocham was...-powiedziałam do grobu.
Do domu mieliśmy jakieś 10 minut. Był wieczór, a ja trzęsłam się z zimna. Oczywiście Rugg to zauważył.
-Chcesz moją kurtkę?-zaproponował.
-Obejdzie się bez tego- rzekłam cichutko. On nie zwracał  uwagi na moją wypowiedź i narzucił mi ją na ramiona.-Dziękuję, nie musiałeś...
-Owszem, musiałem.

•Po wieczornej toalecie•

To moja pierwsza noc tutaj. Wiem, że za ścianą jest Ruggero, ale się boję, iż ten morderca się tu pojawi.

Bięgnę korytarzem, a za mną ON. Ten cholerny morderca. 
Dogania mnie lecz moje szybkie przebieranie nogami nie pomaga.
Wyciąga nóż z sakiewki, podnosi go do góry łapiąc mnie za szyję.

-Aaaaa!-krzyknęłam. Jednak leżę w moim łóżku.

Nagle nade mną pojawił się Włoch.
-Wszystko w porządku?-zapytał się
-Ja... Ten... M... Mo... Morderca...-siadłam i mówiłam przez łzy. Strumienie łez płynęły po moich policzkach. Rugg sięgnął po chusteczki i mi jedną dyskretnie podał.
-Spokojnie... Mechi...- pierwszy raz mnie ktoś tak nazwał. Spojrzał mi prosto w oczy swoimi-czekoladowymi. Po raz kolejny cisza wokoło. Po raz kolejny wpatrywaliśmy się w siebie tak, że nic innego nas nie obchodziło. Przerwałam wpatrywanie się. Nie chciałam się zakochać.
Nie mogłam.
-Mó...Mógłbyś tu zostać przez noc?-zapytałam niepewnie.
-Oczywiście, pójdę po kołdrę i poduszkę- Na prawdę go kocham. Kocham po przyjacielsku. Przez tak krótki czas zrobił dla mnie tyle dobrego.
Ruggero zaczął się układać na podłodze.
-O nie! Śpisz na łóżku!-tupnęłam nogą jak mała dziewczynka.
-Z tobą?
-Na to wygląda...

•3 miesiące później•

Znowu morderca, znowu korytarz, znowu męczący bieg. 
Zatrzymałam się, a za rogiem ujrzałam moich rodziców.
Przez łzy podbiegłam i rzuciłam się im na szyję.
Oni nic nie mówili. Ciepło się uśmiechnęli. Ja też. 
Wzięli mnie za rękę i zaprowadzili do pomieszczenia.
Zwykłe, białe pomieszczenie. A w nim Ruggero grający na keyboardzie. 
"Podemos" 
 Rodzice zniknęli, a mój głos połączył się z jego. 

Podemos pintar colores al alma, 
podemos gritar "ieeeee" 
Podemos volar sin tener allas 

Oszołomiona snem siadłam na łóżku.
Czy moi rodzice chcą, by ja i Rugg...? Nie...
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
-Dzień dobry jubilatko-zakrzyknął brunet.
-Jubilatko? Aaa no tak...-zdziwiłam się. Miał w rękach tacę z jedzeniem.

•O 16. OO•
Poubierani w kurtki wyszliśmy z domu.
-Gdzie mnie zabierasz?
-Idziemy do lasu!
-Do lasu? Ja nie pójdę tam!
-Nie ufasz mi?
-Ufam- szepnęłam- Lecz nie lubię lasów, boję się ich...- Nie zaczął się śmiać. Wyciągnął rękę w moją stronę.
Bez słów złapaliśmy się za dłonie idąc ścieżkami między drzewami.
Pierwszy raz byliśmy TAK blisko. Czułam mini prąd przeszywający mnie od góry do dołu.
Boję się, że ta przyjaźń nie przetrwa.  Że moje uczucie jest silniejsze. Tak, zakochałam się w uroczym Włochu.
Nagle moim oczom ukazał się prześliczny domek na drzewie,
-Wchodź pierwsza
-Jest śliczny...Sam go zbudowałeś?
-Ja wcale nie mówiłem, że były duże kolejki w sklepach, żeby tu zostać...- rozłożył ręce w gest niewiedzy. Oboje się serdecznie roześmialiśmy.- Mercedes, może to nie odpowiedni moment,ale muszę ci coś wyznać. Odkąd cię poznałem... Ja po prostu cię kocham.
Nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie, a właśnie życie- oddałbym za ciebie.
K O C H A M    C I Ę.
-Ja... Ruggero... Ja... też cię kocham...
------
Jestem! Jednak żyję B-) 
Wiem, że mnie długo nie ma, ale mam pewne sprawy...
Jak widzicie jest to oneshot, ale mogliście już go zobaczyć, ponieważ wygrałam z nim u Dodo Comello drugie miejsce *-* 
Do ,,zobaczenia'' <3. 


K.V Δ

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 5

*Martina*
Oderwaliśmy się od siebie. Moje serce biło tak szybko i głośno, jakby miało wyskoczyć z piersi. Popatrzyliśmy sobie w oczy. Jeszce trochę, a bym się rozpłynęła.
-Czy...My powiemy  tym naszemu rodzeństwu?-zapytałam
-Niech się sami domyślą...Przeczuwam, że oni sami będą razem.-powiedział, a ja się z nim zgodziłam.-Idziemy, czy jeszcze zostajemy?
-Mogłabym tu zostać przez resztę życia, ale Ruggero będzie się martwił...-ponownie wziął mnie za rękę, ale tym razem jako chłopak. Wciąż nie mogę uwierzyć w moje szczęście...
*Rano*
*Jorge*
Obudziłem się z wielkim uśmiechem na ustach. Martina została moją dziewczyną! Tak, ta Martina o ślicznych czekoladowych oczach, pięknym głosie i wszystkim niesamowitym! Poszedłem do Mechi. Obudziła się, ale nie do końca. I się zaczyna...
-JORGEE!!! WYŁAŹ STĄD!! JEST 8 RANO, A SĄ WAKACJE!! MASZ CZELNOŚĆ MNIE BUDZIĆ?!!?!
-Ciii, spokojnie Mechita... Chciałem Ci uświadomić, że idę do Martiny!
-Do Martiny? A Ruggero?-podrapałem się po głowie... Co jej powiedzieć?
-Bo... Ja...
-Jąkasz się. Podoba Ci się?
-A chcesz znać prawdę?
-Pewnie!
-Nie było mnie wczoraj, bo nie poszedłem do klubu, tylko z Martiną na ten budynek...
-To, to wiem . Ja poszłam do Rugg'a i on mi powiedział, że Tini gdzieś poszła. Na jedno wynika. Jesteście razem?-Ale ona ma mózgownice!
-No... Tak...
-Jest! Wygrałam zakład!
-Jaki zakład? I czemu byłaś u Ruggero?-teraz to ja dociekałem. Odpłacę się jej! Chwila ona się rumieni... Coś jest grane!
-Już wiesz?-zapytała się trochę smutna. Jest nieśmiała i to bardzo, jeśli chodzi o te sprawy.
-Wiem, ale wpadłem na pomysł!-nagle mnie oświeciło...
-Nie mów mu!
-Spokojnie... A i się mnie o nic nie pytaj. Jeszcze się zdziwisz...
Idąc do domu modliłem się, aby Tinka spała. Pragnąłem zobaczyć ją śpiącą. W ogóle pragnąłem ją zobaczyć... Podniosłem rękę, żeby zapukać w drzwi. Nie dotknąłem nawet ich, a już Ruggero otworzył mi je.
-Wygrałem, czy przegrałem zakład?-następny...
-Przegrałeś...Mogę wejść? Jest Martina?
-No to Graty! Możesz, ale śpi...-Uśmiechnąłem się. Miałem iść do jej pokoju, lecz musiałem się o coś zapytać.
-O co się zakładaliście?
-O... Mieliśmy uzgodnić jak się spotkamy...Ja idę do Mechi!-skinąłem głową i po cichu wszedłem po schodach, a następnie do pokoju Martiny. Ostrożnie uchyliłem drzwi. Śpi! Podszedłem do niej i pocałowałem czule w policzek. Otworzyła swoje piękne, czekoladowe oczy. Popatrzyła się na mnie z dziwną miną, a potem zaczęła piszczeć  i schowała się w poduszkę. 
-Spokojnie, to tylko ja...
-Jorge? Co ty tu robisz?-zapytała poddenerwowana
-Aktualnie rozmawiam z najbardziej niesamowitą dziewczyną na świecie!-po tym, dziewczyna się zarumieniła
-Mógłbyś wyjść? Chciałabym się przebrać-zasmuciłem się.
-Ja idę Ci zrobić śniadanie!
*Po paru minutach*
*Martina*
Zeszłam do kuchni i zastałam Jorge krojącego pomarańcze...
-Co dziś jemy?-zapytałam, bo byłam bardzo głodna
~*~*~*
Hola! Tak, ten rozdział jest krótki, ale się na tydzień wyczerpałam. :( I dziękuję Martinie Blanco za komentarze ♥



KV♥

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 4

♫Rozdział dedykuję pewnej Kindze ♥ Z bloga Kala Dreams <3
*Martina*
Pytanie Jorge mnie bardzo zaskoczyło. Jeszcze nigdy nie byłam na randce,  ani się nie całowałam. Normalnie bym się bała, ale z nim czuję się bezpiecznie...
-To o której idziemy?-zapytałam
-Pewnie późno pójdziemy spać, więc wstaniemy też późno, to o 15.-oznajmił i pokazał rząd swoich białych zębów, a ja odwzajemniłam uśmiech
-OK. O, Lodo idzie!
Xabiani?!
-Xabiani?!-krzyknęłam razem z Jorge
-To wy się znacie?!-krzyknęliśmy wszyscy, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
-Chwila-powiedziałam-chodźmy do domu, tam wszystko sobie wytłumaczymy.
*Już są w domu*
-Hej, przyprowadziliśmy wam dwie osoby!-krzyknęłam do tańczących Ruggero i Mechi.
-Lodo?! Xabi?!-bardzo zdziwiła się Mercedes,  a Rugg się wyszczerzył jak głupi.
-Może zaczniemy od kobiety, a później Xabiani.-zaproponował Jorge. Mój brat poznał Lodo i dowiedzieliśmy się, że loczek (bo tak nasza mama nazwała Xabiego) wyjechał do Włoch i tam poznał Lodovicę. Przeprowadzili się tu miesiąc temu.
-Śpiewamy?- zapytała Mechi
-Chodźcie do mojego pokoju, tam jest keyboard i gitara!-zaproponowałam
-U mnie też...-sprzeciwił mi się Rugg
-To zróbmy pojedynek! Chłopaki na dziewczyny!-krzyknął Jorge
-OK.-zgodziliśmy się wszyscy
Po wejściu na górę siadłyśmy na łóżku.
-Co proponujecie?-spytałam
-Codigo amistad!-Lodo wpadła na pomysł
Zaczęłyśmy śpiewać:
-Planeta de las chicas, exclusividad...
*Jorge *
-Co wy na Ven conosotros?-odparłem, patrząc się na chłopaków, a po chwili śpiewaliśmy: 
-Ven con nosotros y ahora
¡Salta!
Muevete al ritmo...
-DZIEWCZYNYYY!!!!-wydarłem się na całą japę. Uderzyłem się otwartą dłonią w twarz. Są w pokoju obok... Chłopaki popatrzyli na mnie z głupimi minami, a gdy weszły laski też miały dziwne spojrzenia. Zacząłem się śmiać jak wszyscy.
-CHWIILA!!!-krzyczałem
-Jorge, zrobić Ci melisę?-zapytała Tinka
-Mogłabyś zrobić mi coś innego...-powiedziałem poruszając brwiami. Oczywiście brunetka gdyby mogła, już zabiłaby mnie wzrokiem. Podniosłem ręce w geście obronnym i powiedziałem:
-Chodziło mi o zimny okład na łeb! Zboczuchy!-i znowu-wybuchnęliśmy śmiechem.-Laski, uśmiech- zrobiłem im zdjęcie.
No se imaginan de qué cosas hablamos
Estando en nuestro sitio especial
 Conversar!

De moda, chicos, música y vacaciones
Sueños que se vuelven, 

 canciones jugando
Secretos entre melodías y
Con mis amigas siempre imaginar
Un mundo mágico ideal
Hablamos de todo, siempre falta más

 Planeta de las chicas, exclusividad
La clave son las risas, código amistad
Planeta de las chicas, exclusividad
La clave son las risas, código amistad-
skończyły. Ich głosy są niesamowite!
*Martina*
-Jeżeli Ty nam zrobiłeś zdjęcie to wy musicie też zapozować-zaśmiałam się do Jorge
Przygryzłam dolną wargę.Jorge wyszedł tak seksownie. O już śpiewają! Patrzyłam na nich z uśmiechem.

Five, six, seven, eight !
¡Ven con nosotros ¡Y ahora!Salta!
Muevete al ritmo,
My body people...
Whoo!
¡Ven con nosotros y ahora Salta!
La fiesta ya esta aquí
We've got everything you need
Whoo!
¡Ven aquí y ahora Salta!

Ya estamos acá
Abre paso dale
Súbete a mi nave
Si quieres volar
Te voy llevar
Donde nadie llega
A otro planeta
En un viaje espacial
Ehh ehh
No tienes que temer
Ehh, ehh
No vas a caer
Pues a donde vas,
Allá no hay gravedad-
Powinni założyć zespół.
*Po jakimś czasie*
-Hej, może zagramy w butelkę?- zaproponowałam
-Ustawiliśmy się w coś, co nie można nazwać kołem. Ruggero nazwałby to kanciakiem...
-Ty kręcisz-powiedział Marco.
Wypadło na Mechi.
-Pytanie czy wyzwanie?-zapytałam
-Wyzwanie!-powiedziała dumnie
-Hmmmm. Poczekaj.-poleciałam po koc-Schowaj się pod nim z Lodo i udawajcie, że to robicie-mówiłam, a Dudu wybałuszyła oczy.
-Nagram to-szepnął mi do ucha Jorge.
Weszły na kanapę.
 -Mogę z wami?-zapytał Rugg.
-Nie!!-wydarła się Mechi. Łóżko zaczęło niemal podskakiwać, a my pokładaliśmy się ze śmiechu.
Kolej kręcenia Mercedes. Oooo Jorge.
-Odegram się Martinko...Ty-wskazała palcem na zielonookiego- i Ty- tym razem już ja.-Idziecie do jednego pokoju i też udajecie, że to robicie.
-Mi się tam podoba-uśmiechnął się Jorge
Zaniósł mnie. Tak, zaniósł do mojego pokoju. Zasłoniłam dziurkę od klucza jakąś bluzką.
-Co teraz?-zapytałam
-Jak dla mnie możemy to robić na prawdę!
-I kto tu jest zboczuchem...-dźgnęłam go w brzuch.
-Nic nie słychać!-krzyknął Xabi
Jorge zaczął jęczeć jak... jak...
-Koza!-krzyknęłam przez śmiech.
-Teraz ty-uśmiechnął się do mnie
 Czas nam wszystkim minął bardzo fajnie i szybko. Wyzwania były różne. Ruggro oświadczył się Xabiemu.
*Godzinę później*
 -CZAAAAS NA FILMM!!!-Tak, to Jorge się wydarł.
-Hmmm. Może Horror?-zaproponował Jorge
Włączyłam straszny film o lalce. Siedzieliśmy tak: Lodo, Xabi, Mechi, Rugg, Jorge i Ja.
Kiedy była przerażająca scena odruchowo przytuliłam się do bruneta. Ten zamiast mnie odepchnąć odwzajemnił przytulasa.
*Po filmie*
-Jest już druga w nocy!-krzyknęłam-Przygotujcie coś do jedzenia, a ja wam wyszykuje łóżka-zarządziłam. Na szczęście mamy 2 pokoje gościnne.  Pod kołdrę Jorge włożyłam lalkę.
*Po myciu i zjedzeniu kolacji* 
-AAAAAAAAAA!-usłyszałam pisk weszłam do sypialni i zaczęłam się śmiać. Jorge trzymał w ręku lakę i patrzył się na mnie morderczym wzrokiem.
-Ty...-zaczął biec w moją stronę, a tym razem ja piszczałam. Złapał mnie, przerzucił przez ramię. Wytrzasnął skądś szalik i przywiązał mnie do drążka w kuchni. (takiego co podtrzymuję... sami wiecie xD) Wziął mąkę i posypał mnie nią. Krzyczałam, a on zasłonił mi buzię ręką. Ugryzłam go. Wyślizgnęłam się z uwięzi i wskoczyłam mu na plecy. Zaczęłam targać mu włosy.
-Przestań! Zrobię wszystko!
-Ok. Zanieś mnie tak do pokoju!
Włączyłam lampkę. Pisałam w pamiętniku, że poznałam Mechi, Lodo, JORGE. Przyjechał Xabi...
*Rano*
Sięgnęłam ręką po telefon. 12:23. Poszłam wykonać czynności łazienkowe.
Podreptałam w piżamie do kuchni. Zabrałam się za robienie tostów.
- TOSTY!-krzyknęłam i zaraz usłyszałam jak wszyscy idą tu. Zabraliśmy się do jedzenia.
-Musimy to kiedyś powtórzyć!-powiedziała Mechi. Zgodziliśmy się z nią.
Kiedy wszyscy zjedliśmy śniadanie, rozchodziliśmy się. Podeszłam do Jorge.
-O której?-zapytałam uśmiechając się. Spojrzał na zegarek, który wisiał w kuchni.Wskazywał godzinę 12:50.
-O 13:45-powiedział okazując swoje urocze dołeczki.
Pożegnałam się z wszystkimi i pobiegłam do Ruggero.
-Kiedy wrócą rodzice?- skierowałam się do brata.
-Za miesiąc. Nie mówili Ci, że wyjechali?
-Nieee, dobra...-Popędziłam do pokoju. Umyłam się po posiłku i stanęłam przed szafą. Po krótkim namyśle wybrałam to:

Popsikałam się perfumami, pomalowałam paznokcie i byłam gotowa. Popatrzyłam się na zegarek. 13:40. Zeszłam na dół. Wyciągnęłam sok jabłkowy z lodówki, po czym nalałam sobie do szklanki. Byłam strasznie spragniona. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Odstawiłam karton i szklankę. Poleciałam do drzwi. W nich stał zielonooki z bukietem tulipanów. Są moimi ulubionymi kwiatami. Wręczył mi je.
-Skąd wiedziałeś, że je lubię?-zdziwiłam się
-Hmmm. Ruggero...-rzekł, a ja się uśmiechnęłam i poszłam odłożyć kwiatki do wazonu w kuchni.
Wyszłam z domu. Po krótkim spacerze zapytałam Jorge:
-Gdzie idziemy?
-Zobaczysz. Stanęliśmy przed budynkiem, w którym mieściło się dużo rzeczy takich, jak sklepy, kawiarnie itp. Złapał mnie za rękę i pociągnął do windy. Wcisnął guzik na najwyższe piętro.
-Czy możemy sobie zrobić zdjęcie?-zapytał
-Jasne-wyjął telefon i skierowaliśmy się do lustra w windzie.

Dojechaliśmy na sam dach budynku. Znowu wziął mnie z a rękę i zaprowadził do stolika. Odsunął krzesło. Siadłam na nim, po czym on mnie wsunął do stolika, który był okryty czerwonym obruskiem, na którym stały świece. Kelner przyniósł nam jedzenie, oraz herbatę.
 *Po 30 minutach * 
Szatyn wstał i bez słowa zaprowadził mnie do balkonu. Stanął naprzeciwko mnie i powiedział:
-Martino, wiem, że może Ci się to wydać dziwne, ale zakochałem się w tobie. Odkąd Cię poznałam patrzyłem na Ciebie z zauroczeniem, cieszyłem się, gdy byliśmy blisko siebie. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną?-zamurowało mnie.
-Jeszcze nigdy czegoś tak pięknego nie usłyszałam. Nie wiedziałam, że też czujesz to samo. I oczywiście, zostanę twoją dziewczyną!- po tych słowach przytuliliśmy się. Zajrzał mi głęboko w oczy i zaczął się do mnie powoli przysuwać. Po chwili złączyliśmy nasz usta w pocałunku.
~~~ 
I to na tyle :* Długą przerwę wynagrodziłam dłuższym rozdziałem i złączeniem Jortini.
Ale przepraszam. Jak dotąd miałam tylko 1 kom ;(
2 KOM=Next
Pozdrawiam, besos :*





KV ♪♥♪