sobota, 31 października 2015

Violetta-co po końcu?

-Gdybym mogła zatrzymać czas, to chciałabym się w nim cofnąć i wrócić do studia, będąc pewna tego, że każdy z was będzie tam przy mnie. Dziękuję...

Si vuelas alto
Hay mil sueños de colores
No hay mejores, ni peores
Solo amor, amor, amor y mil canciones
Oh

Ya no hay razas, ni razones
No hay mejores, ni peores
Solo amor, amor, amor y mil opciones
De ser mejor…


- - - 

Wzruszona, trzymając się za rękę z Leonem, otworzyłam drzwi do mojego domu. 
-Ohoo, dzieciaki! Violetta, Leon, wy moje kochane dzieciaki! Pan German z Angie czekają na was w gabinecie, mają ci Violu coś do powiedzenia!-krzyknęła rozanielona Olga na samym wejściu. Spojrzałam się na mojego chłopaka pytającym wzrokiem,on pokręcił głową tak, że grzywka opadła mu na czoło. Przeczesał ją powolnym ruchem ręki. Za każdym razem, gdy to robi, moje kolana przeobrażają się w patyki z waty. Tym razem było tak samo...
 -Wejdziesz ze mną?-zapytałam przed drzwiami.
-Jeśli tylko chcesz-tym razem nie odpowiadałam. Pewnie pociągnęłam go za rękę, której z resztą nie puszczałam od wejścia, i zgodnie weszliśmy.
 -Violetta, Leon!-krzyknęli zgodnie tata i Angie, obejmując ją w pasie. Obok nich zauważyłam dwie walizki.
-Czy my się...-zaczęłam niepewnie.
-Wy nie, ja z Angie wyjeżdżamy do Japonii!-chciałam się wiedzieć dlaczego, ale Leon natychmiastowo szepnął mi do ucha:
-Podróż poślubna...-ahh
-Zostawiamy was z Olgą i Ramallo. Chociaż, nie oni są teraz zbyt zajęci sobą... Może odwołamy wyjazd? Albo...
-Tato... Ja mo...
-Nie, German. Zostawmy ją. Już nie ma 8 lat, żeby nie mogła zostać sama w domu. Prawie sama-Angie dołączyła się do naszej dyskusji.
-Przepraszam, że się wtrącam, ale mam lepszy pomysł. Chyba-zaczął meksykanin.- Mogłaby się wprowadzić na ten czas do mnie. Rodzice cały czas są w domu, ale zresztą pan ich chyba zna...
-Nie nie ma mowy!-zdenerwował się mój ojciec. Czemu??
-German...-intensywnie spojrzała na niego Angie
-Ehh... No dobra, pomyślę i zadzwonię do twoich rodziców, Leonie-zdecydował się.
-Naprawdę? Dziękuję!- rzuciłam się do każdego na szyję po kolei. Przed zielonookim się zatrzymałam na  chwilę i wyszeptałam:
-Nie będę ci sprawiała problemów?
-Jedynym problemem jaki mi sprawiasz, to tęsknota za tobą, gdy nie jesteś przy mnie...-powiedział równie cicho jak ja. Ledwo się powstrzymałam od pocałowania go. 
- - - 
No es el destino
Ni la suerte que vino por mí
Lo imaginamos y la magia te trajo hasta aquí

Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar yeey
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción 


Kocham z nim śpiewać z Leonem. Niby tylko kilka słów, niby tylko melodia, a ma w sobie tyle niesamowitych wrażeń... Z zamyślenia wyrwał nas świdrujący dzwonek dobiegający z laptopa.
Ktoś dzwoni na skype!
-Francesca!-krzyknęłam biegnąc do laptopa, taranując sobą wszystko. 
-Spokojnie, Vilu!-zaśmiał się Leon. Odebrałam i w ekranie zobaczyłam moją włoską przyjaciółkę.
-Cześć!!-pisknęłam
 -Cześć!
-Jak tam? Opowiadaj! Natychmiast!
-Wspaniale! Ale opowiem Ci jak się spotkamy.

-Spotkamy?-zasmuciłam się.-To chyba trochę potrwa zanim się zobaczymy...
-Właśnie nie!-krzyknęła rozentuzjazmowana.-Przyjeżdżam do was już za dwa dni!-mówiła i nagle, ni stąd, ni zowąd, wybuchnęła śmiechem. Spojrzałam się na nią pytającym wzrokiem. Ona w odpowiedzi pokazała palcem za mnie. W tym momencie ujrzałam Leona, który z zaciekawieniem przymierzał moje biustonosze. Otwartą dłonią pacnęłam się w twarz.
-Leon... ODKŁADAJ TO, BO NIE WRÓCISZ ŻYWY DO DOMU!!- Wydarłam się na niego,a z oddali usłyszałam śmiech Fran. Teraz Leon założył to na oczy i krzyknął:
-Jestem muchą!
-Leon, proszę Cię...-powiedziałam tłumiąc śmiech. On naprawdę musi się tak zachowywać? Dobrze, że tata tego nie widzi...-Czy w cieście od Olgi było za dużo czekolady?
-Możliwe...-poruszył zabawnie brwiami, na co rzuciłam go poduszką. Wreszcie odłożył to.
-Wracasz?!-otrząsnęłam się po wygłupach meksykanina.
-Przylatuje samolotem za dwa dni-powiedziała powoli, jak do malutkiego dziecka.
-Hej, ja wszystko rozumiem. Możesz mówić do mnie normalnie!-Ledwo dokończyłam zdanie, gdy do mojego pokoju wparował tata.
-Dzień dobry panie Germanie!-krzyknęła Fran.
-Camila?-rozejrzał się zdziwiony.
-Francesca...-rzekła lekko zirytowana.-Jestem w laptopie!-Zajrzał do ekranu i energicznie pomachał. Następnie wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie.
-Violetta, zdecydowałem. Dzwoniłem do rodziców Leona i się zgodzili. Więc ja nie mam nic  do gadania... Ale tylko na dwa tygodnie!-pogroził palcem. Uściskałam go. Dwa tygodnie z Leonem. Moim Leonem!! Gdy tylko wyszedł, Fran musiała wszystko wiedzieć, więc musiałam jej opowiedzieć.
-nazajutrz - 

-Pa tato, pa Angie!-ucałowałam ich.
-Do widzenia!-krzyknął Leon.
Nasze małżeństwo wzięło walizki i wyszli. Ja chciałam pobiec na górę po swoje, ale mój chlopak zatrzymał mnie łapiąc mnie za rękę. 
-Stój!-uśmiechnął się lekko.-Pomyślałem o tym-wsakazał na fioletową walizkę właśnie. W podziękowaniu dałam mu buziaka w policzek.  On znowu się uśmiechnął, ukazując swoje najsłodsze dołeczki. Kolejna rzecz, przy której moje nogi miękną...
Po chwili spaceru byliśmy w jego domu. Na samym wejściu przywitali nas rodzice meksykanina. 
-Kochani, musimy was serdecznie przeprosić! Jesteśmy na prawdę zmuszeni wyjechać służbowo i was zostawić. Nie powiecie nic panu Germanowi?- zdziwiłam się. Wymieniłam spojrzenie z Leonem.
-Nie!-ryknęliśmy zgodnie.
-Dobra, to my się zmywamy!-krzyknęła pani Verdas, a starszy pan szepnął coś młodszemu, na co ten młodszy właśnie, wybałuszył oczy i uśmiechnął zdenerwowany. O co chodziło?
-Do widzenia!-krzyknęłam i poszli. Spojrzałam na zielonookiego. Podszedł do mnie powoli i w tym samym tempie powiedział zdanie, po którym zaczęłam się śmiać. Brzmiało ono tak:

-Tylko się zabezpieczajcie!
- - -
-Co życzy sobie moja księżniczka na obiad?-zapytał Leon. gdy po rozpakowaniu udaliśmy się do kuchni.
-Co tylko ugotujesz, książę! -rzekłam.
-W takim razie będą naleśniki!-krzyknął wkładając czapkę kuchenną. Musiałam się zaśmiać...
Patrząc się na mojego chłopaka zastanawiałam się  nad naszą przyszłością. Czy ja na prawdę chcę spędzić z nim życie? Nie no, co ja plotę! Jasne, że chcę! Tylko czy jestem na to gotowa...Czy powiem "tak" jak mi się oświadczy? Jeśli mi się w ogóle oświadczy. Mam nadzieję. 
W tym momencie zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie mały drewniany domek, w którym mieszka czworo ludzi. Dwoje z nich to ja i Leon. Rodzice próbujący okiełznać dwójkę młodych szkrabów, rozwalających dom. Ale oni są szczęśliwi, bo mają siebie. Tak, to jest dobra wizja.
-Zasypiasz?-z zamyślenie wyrwał mnie mój kucharz.
-Nie, myślałam o naszych dzieciach-palnęłam.
-Przecież mieliśmy się zabezpieczać!
-Leon!!!
Po naszej "kłótni"  zabraliśmy się za jedzenie. Ale robienie czegokolwiek przy nim nie skończy się normalnie. Tym razem nie było inaczej. Trzy czwarte kuchni było umazane, w tym nasze twarze.
 - - -
Umyci i najedzeni poszliśmy do sypialni Leona. Ja kreśliłam wzroki na jego klacie, a on bawił się moimi włosami.  Naraz usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. I jak na wyścigi pobiegliśmy tam.
 Naszym oczom ukazał się znajomy listonosz.

-Dzień dobry Leonie! O, Violetta! Mam dla was listy, miłego dnia!-Wręczył nam je i popędził do sąsiadów. Jest taki ruchliwy...
I znowu jak na wyścigi pobiegliśmy do sypialni. Zdziwieni, po otworzeniu listów, okazało się, że mamy napisane to samo. A mianowicie wycieczka ze studiem On Beat do Paryża. Ale nie jako uczniowie, tylko opiekunowie. Za trzy tygodnie. Nagle poczułam na sobie pytający wzrok Leona.
-Szok...-tylko tyle mogłam wymyślić. Ale przetworzyłam w głowie to wszystko. 
Studio... Miejsce, gdzie wszystko się zaczęło. Miejsce gdzie poznałam ludzi, którzy odmienili moje życie. Miejsce, gdzie poznałam SIEBIE... Miejsce, gdzie powstały najważniejsze piosenki. Miejsce, którego nie da się opisać słowami. Leon wyczuł, że zbiera mi się na wspomnienia, a z tym idą łzy szczęścia i smutku. Podszedł do keyboarda i zaczął grać, żeby odgonić łzy.

Hay amor en él aire acércate a mí
Apuesta por lo qué siento
Hay amor en él aire tú confía en mí
Ya ves qué no existe él tiempo
Solo él destino qué a nosotros nos unió
Para siempre  


Kiedy łączymy nasze głosy odpływam. Czuję, jakby magiczna siła unosiła mnie do nieba., bo już czuję raj.

- nastęnego - dnia- 
Z moim chłopakiem poszliśmy do studia w sprawie wyjazdu. Okazało się, że Pablo nie ma i zaraz przyjdzie. Beto zaprosił nas na swoją lekcję. Była tam dziewczyna o ciemnych. długich włosach, prostej grzywce i okularach. śpiewała "Ser mejor" Widać było,że kocha śpiew. Robiła to z ogromną pasją, wczuwała się w to, a głos miała na prawdę dobry. Nazywa się Dorota.
 - za trzy tygodnie -
 Na lotnisku czekaliśmy na samolot do Paryża. Tak, do Paryża! Miasta owianego miłością, kojarzącego się z bagietkami i zabójczymi wąsami. Lecę tam z moim Leonem! Kolejne marzenia się spełniają!
Zmęczona już siedziałam w samolocie. Oparłam się ramię Leona i odpłynęłam.
...
-PROSIMY ZAPIĄĆ PASY, LĄDUJEMY!-obudził mnie głos stewardessy. Ziewnęłam, przeciągnęłam się i złapałam za rękę Mojego chłopaka. Nigdy nie lubiłam tego momentu.
... 
-Leon! Poczekaj! -krzyknęłam zatrzymując się przy kolejnym zabytku.
-Violka, ile można! Obiecuję Ci, że po ślubie tu przyjedziemy! A teraz chodź!-zarumieniłam się. On jest kochany! Następnym punktem zwiedzania była wieża eiffla. Spacerując nad Sekwaną, trzymałam się za rękę z Meksykaninem. W okół widziałam mnóstwo par, niektórzy nawet przyjmowali oświadczyny. Pokazałem je Leonowi i powiedziałam, że jest to bardzo urocze. On odrzekł, że nasze będą bardziej. Mieliśmy wchodzić na "żelazną damę" , gdy Leon mnie zatrzymał. Staliśmy obok siebie, a otaczali  nas uczniowie. Za chwilę do moich uszu dobiegła melodia "Nuestro Camino" Śpiewała ją ta sama dziewczyna co w studio. Dorota.
Serce zaczęło bić jak oszalałe, chcąc rozbić wszystko i uciec, gdy zorientowałam się co się dzieje.
Mój chłopak ukląkł przede mną wyciągając czerwone pudełko i zapytał się.
-Violetto Castillo, czy uczynisz mi ten zaszczyt, by mieć Cię na wieki przy sobie i zostaniesz moją żoną?

Nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Czułam się jak mała dziewczynka na urwisku bez nikogo. Ale ja miałam kogoś. Miałam Leona i on dał i siłę, by powiedzieć:
-TAK!- nałożył mi na palec pierścionek i ucieszeni pocałowaliśmy się. Czułam, jakbyśmy całowali się po raz pierwszy. 


- - - 
Opowiadanie na konkurs  u Dodo Comello, ale nie zajęłam żadnego miejsca.

K.V ♪




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz